wiersz wŁadysŁawa broniewskiego rozpoczynajĄcy siĘ sŁowami: „słuchaj dzieweczko! ona nie słucha… stanowi nawiĄzanie do utworu znanego romantycznego poety. podaj imiĘ i nazwisko tego poety oraz tytuŁy obu utworÓw. Słuchaj, dzieweczko! - Ona nie słucha-To dzień biały! to miasteczko! Przy tobie nie ma żywego dalcha. Co tam wkoło siebie chwytasz? Kogo wołasz; z kim się witasz? - Ona,nie słucha. To jak martwa opoka Nie zwróci w stronę oka, To strzela wkoło oczyma, Tu się łzami zaleje; Coś niby chwyta, coś niby trzyma; Rozpłacze się i zaśmieje. 03:34. “Where words leave off, music begins!”. Wynk Music brings to you Słuchaj dzieweczko MP3 song from the movie/album Gwiazdy śpiewają, Vol. 1. With Wynk Music, you will not only enjoy your favourite MP3 songs online, but you will also have access to our hottest playlists such as English Songs, Hindi Songs, Malayalam Songs, Punjabi Nie, tym razem nie pomogę Dołącz Dzisiaj aż 15 770 dzieciaków dzięki wsparciu osób takich jak Ty znajdzie darmowe książki na Wolnych Lekturach — dołącz do Przyjaciół Wolnych Lektur i zapewnij darmowy dostęp do książek milionom uczennic i uczniów dzisiaj i każdego dnia [kliknij, by dowiedzieć się więcej] Ballady i romanse - Władysław Broniewski "Słuchaj, dzieweczko! Ona nie słucha To dzien biały, to miasteczko" Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha, po Bagnet na broń - Władysław Broniewski Bagnet na broń Kiedy przyjdą podpalić dom, ten, w którym mieszkasz - Polskę, kiedy rzucą przed siebie grom kiedy Nie mniej istotnym elementem zajęć jest także trening strategii translatorskich, szczególnie ważnych dla uczniów wielojęzycznych. Twórczość Mickiewicza to teksty niewspółczesne, miejscami już trudno dostępne dla f9mnq. Broniewski - poeta buntu i przeżyć osobistych Władysław Broniewski - ten poeta-żołnierz, legionista Piłsudskiego, przeszedł po I wojnie światowej tę samą mniej więcej drogę co bohater "Przedwiośnia" Żeromskiego - Cezary Baryka. Stał się płomiennym bardem rewolucji, a w poczuciu solidarności z pokrzywdzonymi, rozczarowania Polską niepodległą - krajem społecznych kontrastów, zwrócił się w stronę ideologii komunistycznej. Wychowany na patriotycznej poezji epoki romantyzmu, był też typowym romantykiem z ducha: ulubiona jego figura poetycka to - jak u Żeromskiego - bohater walczący samotnie z otaczającym światem: Waryński, anarchista Bakunin czy tragiczny poeta francuski Artur Rimbaud. Choć było to nie w smak komunistom polskim, tolerowali go jednak ze względu na znaczenie jego liryki dla rozwoju idei rewolucyjnych. Sam poeta nigdy nie należał do KPP, nie był zbyt skłonny do partyjnej dyscypliny. Nigdy nie zniknęła w nim dwoistość: współistnienie zapału rewolucjonisty i żarliwego, polskiego patriotyzmu oraz dumy żołnierskiej wyniesionej z legionów. Był żywym zaprzeczeniem wyobrażeń o komuniście - sowieckim agencie, stereotypie funkcjonującym w Polsce międzywojennej. W kwietniu 1939 roku powstał słynny wiersz "Bagnet na broń" - patriotyczne wezwanie do walki ze zbliżającym się najazdem hitlerowskim. Tak płomiennych strof bojowych nie napisał wówczas żaden polski poeta. Nie wiedział jednak, że w tym samym czasie Stalin nawiązywał już nici współpracy z Rzeszą Niemiecką. Po klęsce wrześniowej przebywający we Lwowie poeta napisał wiersz "Żołnierz polski" odnoszący się do wydarzeń wrześniowych, a równocześnie swoje lewicowe poglądy wyłożył w utworze "Syn podbitego narodu", gdzie pisał: "żeby z gruzów Warszawy rósł żelbetonem socjalizm", a "hejnał mariacki szumiał czerwonym sztandarem". Padło tam również wezwanie do Białorusi i Ukrainy, by dały na drogę poecie swój "sierp i młot niepodległy". Ta patriotyczna manifestacja skłoniła NKWD do aresztowania Broniewskiego. Poeta przesiedział w więzieniu sowieckim blisko dwa lata, on płomienny komunista, którego "burżuazyjna" Polska więziła tylko dwa miesiące (po zamknięciu "Miesięcznika Literackiego"). Część jego więziennych zapisków ukazała się w PRL-u dopiero po 56 roku (w tomiku "Wierszy zebranych" - "Listy z więzienia", "Zamieć"), a i tak większość z nich, ze względu na niecenzuralne wówczas treści nie mogła zostać wydrukowana w Polsce. Wydał je Instytut Literacki w Paryżu po śmierci Broniewskiego. W zbiorku znalazły się między innymi popularna w czasie okupacji "Droga", w której wymieniał autor Wilno i Lwów, a także "Tułacza armia", obraz gehenny polskich więźniów i zesłańców w ZSRR, kreślony już po wyjściu z armią gen. Andersa: "Dobrze jest, że nas nie ma tam, gdzie zima, Kołyma, gdzie Workuty, Irkucki, Tobolski, że przez Morze Kaspijskie i przez piaski libijskie wędrujemy prościutko do Polski." Po wyjściu z więzienia wstąpił do armii polskiej i przebył z nią szlak z Uzbekistanu aż do Jerozolimy. Tam już jako pracownik czasopisma "Droga" spotkał się między innymi z Gustawem Herlingiem Grudzińskim, który poświęcił mu wkrótce potem szkic "Powrót Cezarego Baryki". U boku Polskiej Armii powstało kilka wierszy poświęconych żołnierzom-tułaczom: "Co mi tam troski", "Monte Cassino", "Wszystko nam jedno, żołnierzom". W wierszu "Homo sapiens" mowa jest o Katyniu ("grób smoleński"). Zatrzymywanie przez cenzurę wielu wierszy Broniewskiego deformowało jego obraz w świadomości czytelników. Wystarczyło jednak sięgnąć do części z tych utworów, które ukazały się w kraju, by odczytać chociażby wyjątkowo piękny manifest humanizmu, wiary w to, że tyrani przemijają ("Grób Tamerlana"). W wierszu "Do poezji" znalazła się strofa, w której poeta określił może najlapidarniej swoja ówczesną sytuację: "Życie moje podobne lustru w którym zły przegląda się los: każde prawo i każdy ustrój w całopalny rzuca mnie stos." W tomiku "Drzewo rozpaczające" wyraża poeta swoją tęsknotę do kraju, niepokój o najbliższych. Żona, którą pozostawił w Polsce znalazła się w Oświęcimiu, a poeta otrzymał fałszywą informację o jej śmierci. W rzeczywistości Maria Zarębińska umarła kilka lat po wojnie w szwajcarskim uzdrowisku. Broniewski poświęcił jej szereg wierszy: "Do umarłej", "Opowiadania oświęcimskie", "Fiołek alpejski", "Obrączka". Poeta łączył się również w swojej twórczości z losami prześladowanych Żydów. Powstały takie wiersze jak "Ballady i romanse", będący wyraźnym odwołaniem do twórczości Mickiewicza. Tu także, tak jak w "Romantyczności", przekroczone zostały granice poznania rozumowego. Poeta chce odbiorcy uświadomić bezmiar tragedii Narodu Żydowskiego poprzez odwołanie się do uczuć. Obraz obłąkanej żydowskiej dziewczynki zabitej przez hitlerowców i przywołanie słów "Słuchaj, dzieweczko!… Ona nie słucha…" nabiera szczególnej wymowy, sugeruje, że odpowiednikiem miłosnego dramatu Mickiewiczowskiego wiersza jest we współczesnej epoce dramat tragicznie spotęgowany, zbiorowy dramat śmierci. W czasie wojny pojawiły się w twórczości Broniewskiego także wiersze o zdecydowanie lżejszej tonacji, szkicowe impresje, nie pozbawione lirycznego humoru, który jest to jednak jakby uśmiechem przez łzy. Ten styl otwartego, wciąż kontynuowanego notatnika lirycznego ("Drzewo rozpaczające"), będzie charakterystyczne dla jego powojennej twórczości, gdzie pewne zwroty, motywy, obrazy systematycznie powtarzają się. Po wojnie poeta mimo swoich gorzkich doświadczeń w ZSRR zdecydował się na powrót do Polski. Z tego okresu pochodzą między innymi takie utwory jak: "Pięćdziesięciu" - hołd złożony bojownikom PPR straconym przez hitlerowców w 1942 roku; "Moja biblioteka" - spojrzenie na własną drogę rewolucyjną zawierające nawiązania do "Konrada Wallenroda". Są jednak również utwory stanowiące wezwanie do wzmożonej pracy lub opiewające obudowę kraju ("Zabrze", "Most Poniatowskiego"). Tu niestety dotarł powojenny Broniewski do granicy, której przekroczenie kładło cień na jego twórczość. Na siedemdziesiątą rocznicę urodzin Stalina napisał poemat "Słowo o Stalinie". Utwór przedrukowywany był aż do XX zjazdu KPZR, po którym nie tylko stracił na aktualności, ale stał się wręcz niecenzuralny. Było to wielkim ciosem dla twórcy, gdyż uważał swój poemat, nie bez racji, za udany artystycznie i pełen siły wyrazu, rodzaj syntezy epoki. Wkrótce też, mniej więcej od 1951 roku, od czasu ukazania się tomiku "Nadzieja" porzucił całkowicie tą tematykę. Autor skierował się w stronę nurtu lirycznego, który można by określić jako "powrót do własnych źródeł", do tradycji. Taką syntezą wspomnień z dzieciństwa oraz wszystkiego co stanowiło wyraz uczuć patriotycznych, rozkochania w ojczystym pejzażu, sztuce, były dwa cykle wierszy: "Mazowsze" (1951) i niedokończony cykl "Wisła" będący szkicem scenariuszu do filmu, który planował poeta nakręcić wraz z córką. Planów tych nie udało się zrealizować ze względu na dramatyczne wydarzenie w życiu poety - tragiczną śmierć córki Anki. Broniewski przeżył ją bardzo głęboko, a swoją boleść po stracie ukochanego dziecka wyraził w tomiku przejmujących liryków pod tytułem "Anka" (1956). Ostatnie lata życia poety przynoszą w jego liryce tendencje do zastępowania zwartej, stroficznej budowy przez konstrukcje luźniejszego, rozbudowanego obrazu, z powtarzającymi się symbolicznymi motywami, strzaskana kolumna - symbol Warszawy. Poeta przywołuje obrazy symbolizujące jego pragnienie zespolenia się z ziemią ojczystą (stary płocki dąb, posąg Światowida utopiony w Wiśle). Poeta tworzy esencje czystego liryzmu, redukuje warstwę opisową, powraca do koncepcji romantycznych i tragicznych (wiersze "Cisza", "Ociemniały"). Władysław Broniewski zmarł 10 lutego 1962 roku. Wraz z nim odeszła definitywnie do grobu jedna z ongiś żywych i przejmujących tonacji liryki polskiej w wieku XX, tzw. Nurt liryki rewolucyjnej. Nikt nie reprezentował go piękniej od Broniewskiego. Ale też chyba nikt nie został równie gorzko ukarany przez los za swoją czystą, choć czasem naiwną, rewolucyjną wiarę. „Słuchaj, dzieweczko! Ona nie słucha… To dzień biały, to miasteczko…”. Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha, po gruzach biega naga, ruda Ryfka, trzynastoletnie dziecko. Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku. (Uciekaj, uciekaj, Ryfka!). „Mama pod gruzami, tata w Majdanku…”. Roześmiała się, zakręciła się, znikła. I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa: „Masz, Ryfka, bułkę, żebyś była zdrowa…”. Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami: „Ja zaniosę tacie i mamie”. Przejeżdżał chłop, rzucił grosik, przejeżdżała baba, też dała cosik, przejeżdżało dużo, dużo luda, każdy się dziwił, że goła i ruda. I przejeżdżał bolejący Pan Jezus, SS-mani go wiedli na męki, postawili ich oboje pod miedzą, potem wzięli karabiny do ręki. „Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, Sie Juden, za koronę cierniową, za te włosy rude, za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni, obojeście umrzeć powinni”. I ozwało się Alleluja w Galilei, i oboje anieleli po kolei, potem salwa rozległa się głucha… „Słuchaj, dzieweczko!… Ona nie słucha…”. Dzisiaj opowiem Wam, dlaczego nigdy nie korzystałam – i korzystać nie zamierzam – z żadnych serwisów randkowych. Nauczyło mnie tego pewne doświadczenie. Historyjka będzie krótka. Dawno, dawno temu, kiedy brontozaury przemierzały mazowiecki płaskowyż, zażerając się peerelowską watą cukrową i popijając to wodą z saturatora – ja i mój ówczesny chłopak (19 l.) postanowiliśmy Zrobić Coś Dla Beki. Wyrażenia tego jeszcze wówczas nie znano (a lampy były na naftę, mind you) jednakże taki właśnie szczytny przyświecał nam cel. Oraz ciekawość. Zgłębiając wspólnie otchłanie młodego jeszcze internetu (takie z nas były nerdy) natrafiliśmy na serwis towarzyski. Randkowy, znaczy. Aczkolwiek większość posiadających tam profile użytkowników sprawiała wrażenie, jakby była gotowa przeskoczyć tę uciążliwą część z randkowaniem i przejść do sedna.* Po obejrzeniu kilkunastu ofert, gdzie rolę fotki profilowej pełniło nieostre ujęcie czyjegoś prącia we wzwodzie oraz takich, których autorzy kreatywnie i malowniczo brali się za bary z obowiązującą ortografią, mnie oraz ówczesnemu puściły zawory i zaczęliśmy się śmiać. Histerycznie. – Słuchaj – powiedział ówczesny, ocierając ślozy – myślisz, że oni potrafią czytać ze zrozumieniem? – Nie – odparłam. – Za czytanie ze zrozumieniem odpowiedzialne są wyższe funkcje mózgowe. „Moja Khrum, moja ruchać twoja, szybko-szybko” może do tego nie wystarczyć. Ale nie zaszkodzi się upewnić. Tak powstał Projekt Inezka. Wszystkich, którzy tego odległego czasu mieli do czynienia z Inezką i wysłali jej kulturalny w tonie, językowo poprawny, Pozbawiony Załączników** list niniejszym bardzo serdecznie przepraszam. Niemniej, sami jesteście sobie winni. Inezka nie miała ciała, nigdy nie istniała naprawdę. Była internetowym duchem, zwodniczym mitem utkanym ze złudzeń. „Tak, nie istnieję. Co oznacza, że nigdy nie zobaczysz moich cycków. Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.„ Daliśmy jej powierzchowność jednej z licznych russian brides. Anonimowa i zapewne po wielokroć znieprawiana nieautoryzowanym użyciem fotografia dziewczęcia w wieku jak by to określił mistrz Sapkowski – łożnicowym. Bujny lok, słowiańska kość jarzmowa, kocie spojrzenie spod oka. Studniówkowa tafta ciasno opinająca wąziutki tors. Marzenie pedofila. Daliśmy jej osobowość od sztancy, przewidywalną, pozbawioną meandrów, najprzeciętniejszą w świecie. Coś pomiędzy znudzoną pensjonarką rysującą serduszka na paznokciach a panią Jolą z osiedlowego warzywniaka. Osobiście wypełniłam ten profil – i nie zawahałam się ostro go pokropić cukrowaną logoreą tudzież zdrobnieniami, znamionującymi umysłową mieliznę. Oraz nade wszystko nieuzasadnionym, za to zaznaczanym co i rusz, z fochem i przytupem wysokim poczuciem własnej wartości. Jeśli dobrze pomnę, wśród ulubionych lektur panny widniało Coelho, zaś za najbardziej inspirujący film uznała bodajże „The Craft.” Zainteresowania: ciuchy, manikiur, karaoke. Na samym froncie, w rubryce nazwanej bodajże „poszukuję” Inezka rąbnęła następujący tekst (pisownia poniżej mniej więcej taka, jak ją zapamiętałam): „FACECI SĄ BEZNADZIEJNI!!!11 Chętnie spróbuję z dziewczyną. SZUKAM DZIEWCZYNY. <3 <3 ^^” Zamieściliśmy ofertę Inezki na kilku najprężniej działających portalach randkowych. Konia z tureckim rzędem temu, kto zgadnie, co nastąpiło. Zgłosiły się tuziny facetów. Ale jakich! Był mhroczny młodzieniec, długowłosy, brodaty i przyodziany w koszulkę z nadrukiem Morbid Angel, który przysłał naszej laleczce cytat z Dantego. (Cytat leciał tak: „Przeze mnie droga w miasto utrapienia więc mniemam, iż pochodził prosto z bryka.) Tudzież swoje zdjęcie, uwieczniające moment, gdy nonszalancko kopci szluga na parkowej ławce. Był nieśmiały, który swe oszczędne w słowach wynurzenia ubarwił tzw. późną fotką z wesela. Wiecie, wymięty, plamy potu pod pachami, rozjechany wzrok, zaś w ramionach niewiasta, wyższa odeń o głowę. Zaznaczył przy tym: „Ta kobieta z kturą tańcze na tym zdjęciu to jest moja siostra. HAHA.” HAHA, indeed. Było liczne grono trolli, pilnie domagających się wiedzieć, czym mianowicie płeć brzydka tak definitywnie naraziła się Inezce. Ton, w jakim formułowali swe żądania, oscylował od pobłażliwie dowcipkującego („Ahahahahah, ubawiłaś mnie dziewczyno DOBRE! A teraz pokash cycki”) poprzez pasywno-agresywny („Wysłałbym ci swoją fotę, ale założę się, że jesteś zryta jak orne pole i nikt cię nie chce”) poprzez hm, urojeniowo optymistyczny („Pierdolisz, raz bym cie porzondnie zerżnoł i by ci się odechciało tego całego lezbijstwa”) aż po… jak to nazwać? Pieniaczo-posłanniczy***? Przyszedł długi, gniewny w tonie list, napisany poprawną polszczyzną – być może dlatego dałam się wkręcić i doczytałam go do końca – traktujący o tym, jak to bezmyślne okrutne kobiety NIE DAJĄ SZANSY porządnym, inteligentnym, WRAŻLIWYM mężczyznom co to zwyczajnie chcieliby sobie ZARUCHAĆ i jak tak można i do czego to prowadzi? List ów Inezka naturalnie zbyła milczeniem. Rychło przyszedł drugi, jeszcze bardziej zaangażowany oraz zauważalnie dłuższy. Po trzeciej epistole uznaliśmy z ówczesnym za stosowne odpowiedzieć w te słowa: „Nie umiesz czytać buraku? Napisałam: szukam dziewczyny. Ciebie na pewno nie szukam. Więc się zefasuj.” Na co rozmówca, wyraźnie ucieszony, zareagował następująco: „Ha, a jednak napisałaś do mnie! WIDZISZ JEST DLA NAS SZANSA!” Po czym następowała zawiła elukubracja na znanych już motywach, z wyraźnym podkreśleniem zalet piszącego (porządny, inteligentny, WRAŻLIWY i tak dalej.) Nie wiem, czy tam było coś o zaruchaniu gdyż nie doczytałam do końca, wymówiwszy się ówczesnemu bólem głowy. O tych wszystkich dżentelmenach, co przysłali jedno lub dwa słowa tytułem nawiązania znajomości („Cze. Zainteresowana?) oraz okrasili ofertę podobizną swego prącia we wzwodzie (albo nawet bez) wspominać szerzej nie będę, bo zaprawdę nie warto. W ciągu trzech miesięcy swojego istnienia na portalach Inezka otrzymała kilkaset wiadomości od mężczyzn (lub od mieniących się takowymi) i 2 (słownie: dwie) wiadomości od kobiet. Żadna z tych kobiet nie uraczyła nas fotką swoich genitaliów. Zyskałam wówczas bezcenną wiedzę, którą odtąd noszę na moim naiwnym, kochliwym, skłonnym do nagłych wzruszeń sercu niczym pancerz upleciony z pokrzyw. Streszcza się ona do twierdzenia: Kobieto, nawet jeśli wiesz, czego chcesz, to nie wiesz. Natomiast wiedzą to za Ciebie porządni, inteligentni, wrażliwi mężczyźni, zwyczajnie chcący sobie zaruchać. Dziękuję za uwagę. * do wkładania swoich narządów płciowych w cudze narządy płciowe. ** zdjęcie prącia we wzwodzie. *** wybaczcie, że zawłaszczam terminologię stosowaną do opisu poważnych chorób psychicznych, ale szczególnie mi tu ona pasuje. Dziewczyna, której brakuje inicjatywy i która czeka, aż inni wykonają pierwszy krok, robi dobre wrażenie tylko na kartach książek i w filmach. W życiu sprawy mają się nieco inaczej Nie ma potrzeby ukrywać „niedoskonałości” ciała i się wstydzić, skoro można się otworzyć i cieszyć się życiem! Czasami tzw. etykieta to w rzeczywistości niepotrzebne i narzucone przez innych standardy Zdolność do stawiania granic nie jest kaprysem — to bardzo istotna umiejętność Nie ma nic wstydliwego w zjedzeniu ostatniej kanapki czy ostatniego kawałka pizzy. Przecież jedzenia nie powinno się wyrzucać Mamy realny wpływ na jakość usług, z których korzystamy, więc czasem wytykamy błędy taksówkarzom czy doręczycielom — wszyscy jesteśmy ludźmi Robienie się na bóstwo w miejscu publicznym nie jest najlepszym pomysłem, ale poprawianie szminki czy przypudrowanie nosa na oczach innych to żadne przestępstwo 17 listopada 2021 o 8:19 przez Skomentuj (23) Do ulubionych W ogóle to mam taką rozkminę, że janusze żyją na dużo wyższym poziomie niż przeciętny pracownik z #korposwiat. Taki janusz ma często kostkę z PRL tuż pod miastem, dużą działkę, garaż. Dojeżdża sobie passatem do zakładu produkcji garnków stalowych. Może dostaje tam na rękę 4k, ale nie ma kredytu, innych wydatków, kończy pracę i wraca do siebie kosić działeczkę z piwkiem w ręku z lokalnego Dino. A taki korpoludek, może i zarabia 10k+ netto w centrum, ale połowę z tego wydaje na miniratkę, mieszka w jakimś depresyjnym kurniku 40 metrów, wali nadgodziny, no i często pracuje w mocno toksycznych miejscach, gdzie jest wyścig szczurów. To w tej grupie jest notowane najwyższe spożycie środków antydepresyjnych i innych prochów. A jak jeszcze pojawi się bombelek, to żyje sobie taka parka 2+1 na 40 metrach z oknami bez widoku i często bierze rozwód po 5 latach. #nieruchomosci #ekonomia #gospodarka #przemysleniazdupy #changemymind pokaż całość

słuchaj dzieweczko ona nie słucha broniewski