Sekundy mijają i już chcę się przed nim odpowiedzied, kiedy mówi. „Masz mnie. Wiesz o tym, prawda?” Czuję gule moim gardle. „Wiem.” Jednak mój głos nie brzmi przekonująco. Świadomośd błyszczy w jego oczach i wiem, że widzi to co chce przed nim ukryd. Przyciąga mnie do siebie i całuje. See more of Twój widok już mnie nie rusza, Kotku. on Facebook. Log In. or. Create new account. Za mało o mnie wiesz, za dużo o mnie mówisz :3. Personal blog. - Rób, co chcesz! - burknął. - Wracaj do domu, do swego dzieciaka. Znajdę sobie kogoś innego. - Ale ja naprawdę chcę z tobą pojechać! zaprotestowała i pobiegła za nim, szeleszcząc atłasową suknią. Szedł dalej korytarzem, patrząc prosto przed siebie. - Twój synek cię potrzebuje. Dobrze o tym wiesz. - Wcale nie! Dobrze o tym wiesz, że ja mam to co chcesz Chujów, rap, flow Styl też jak ci daję to to bierz dziwko Dobrze o tym wiesz, że ja mam to co chcesz Chujów, rap, flow Styl też jak ci daję to to bierz dziwko Pozdrawiam każde wersy gdzie coco kafel Nie wystygł no, bo my z tych PDG Mały zły styl Podpijam whisky jak pan różowy Nie wierzę Poza tym stajesz się niewolnikiem opinii. To znaczy zrobisz coś jeżeli coś będzie Ci przynosiło dobrą opinię, nie zrobisz jeżeli złą. Unikasz sytuacji, które mogą sprawić że inni ludzie mogą pomyśleć o Tobie coś złego. A niezawodnie pomyślą kiedy będziesz chciał zrobić coś innego, coś co im się nie spodoba albo Znajdujesz się na stronie wyników wyszukiwania dla frazy ty dobrze to wiesz mówię ci o tym codziennie nie tracę czasu na gierki. Na odsłonie znajdziesz teksty, tłumaczenia i teledyski do piosenek związanych ze słowami ty dobrze to wiesz mówię ci o tym codziennie nie tracę czasu na gierki. VRGSBj. Tekst piosenki: W tę noc miłosne dziać się będą cuda Bo ja chcę z Tobą bawić się Tańcz, tańcz, już nic nie może się nie udać Bo dziś chcę całą Ciebie mieć Twój widok mnie rozpala i dobrze o tym wiesz Dotykam Twego ciała i coraz więcej chcę Jesteś w tym doskonała, coś we mnie płonie, więc Chcę Ciebie dzisiaj mała tylko dla siebie mieć Chcę, byś mnie dotykała (no wiesz) Jesteś w tym doskonała (aha) Chcę, byś mnie rozpalała (o tak) Całą chcę Ciebie mieć Ref.: W tę noc miłosne dziać się będą cuda Bo ja chcę z Tobą bawić się Tańcz, tańcz, już nic nie może się nie udać Bo dziś chcę całą Ciebie mieć Jesteś w tym doskonała, wzrokiem uwodzisz mnie Na widok Twego ciała cały rozpływam się Chcę Ciebie czuć tak blisko, Ty dobrze o tym wiesz Oddam za Ciebie wszystko, wszystko co tylko chcesz Chcę, byś mnie dotykała (no wiesz) Jesteś w tym doskonała (aha) Chcę, byś mnie rozpalała (o tak) Całą chcę Ciebie mieć Ref.: W tę noc miłosne dziać się będą cuda Bo ja chcę z Tobą bawić się Tańcz, tańcz, już nic nie może się nie udać Bo dziś chcę całą Ciebie mieć (2 x) Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu Co oznacza SZARPIE MNIE NA TWÓJ WIDOK: odejdź, nie mogę na ciebie patrzeć. Słownik Szaleje Jak Łysy U Fryzjera: Czym jest o człowieku zachowującym się dziwnie, zwariowanie szarpie mnie na twój widok. Słownik Strzelić W Płucko//Płuco: Czym jest zapalić papierosa szarpie mnie na twój widok. Słownik Spalić Buraka: Czym jest zarumienić się szarpie mnie na twój widok. Słownik Skiniok//Skiniol: Czym jest członek subkultury młodzieżowej, wyróżniający się ogoloną głową szarpie mnie na twój widok. Słownik Szarpać Sruty: Czym jest narzekać na wszystko, okazywać niezadowolenie narzekać szarpie mnie na twój widok. Czym jest szarpie mnie na twój widok znaczenie w Słownik powiedzenia S . Dodano: 9 września 2019 Autor: Obywatel PROLOGOgień rozlewał się po żyłach, rozpalał myśli i łechtał ego. Długie jęzory wyciągały się wysoko w czerń nocy, oblizując ciemność i wychylając się spomiędzy pni się, że las płonie. Lecz dobrze wiedział, że to nie jego przeszłość. Wystrzeliwała wysoko w górę, sypała iskrami i spopielała się na pył. Pył, z którego jak Feniks z popiołów miała narodzić się jego on. Płonął ogniem, który rozpala myśli i zachęca do też czerwona toyota. Kilkanaście metrów niżej, w gęstwinie. Widział to. Samochód wbił się w jedno z drzew. Kierowca nie miał szans przeżyć. Może to i lepiej. Może właśnie tak to powinno się przez chwilę przyglądał się swojemu dziełu, jeszcze chwilę stał, delektując się ożywczym widokiem. Krew buzowała, adrenalina wyostrzyła zmysły. Czuł się jak wilk, który po krótkiej i nierównej walce dopadł ta zwierzyna nie miała dzisiaj najmniejszych końcu odwrócił się i zaczął wracać w stronę swojego samochodu, ukrytego na jednym z leśnych zjazdów. Co prawda była już późna godzina, ruch praktycznie zerowy, więc raczej nieprędko ktoś odkryje wypadek, ale jak mówi stare polskie przysłowie: strzeżonego Pan Bóg strzeże. Wolał, by nikt go tutaj nie zobaczył, choć całość była zrobiona na, jak to mówią, cycuś glancuś. Nigdy do niego nie dotrą, a przynajmniej nie w taki sposób, by cokolwiek mu drzwi i szybko wsiadł, by jak najprędzej znaleźć się na głównej spojrzał już w las, gdzie łuna rozjaśniała nocne ciemności. I bez tego przez całą drogę powrotną słyszał w swojej głowie ekscytujący trzask płonącego 112 czerwca, środaSłońce świeci nad nami, ogrzewa nasze nagie ciała promieniami – podśpiewywała Dobrosława pod nosem, jednocześnie robiąc kanapki z serem żółtym oraz nieco przywiędłą od wczoraj na kuchence kawiarkę. Czarna, aluminiowa, ze wzorkiem przypominającym marmur – choć ona wolała myśleć o nim jak o gwiazdach na atramentowym niebie – była jej ostatnim nabytkiem. Już dłuższy czas zastanawiała się, jak poprawić smak kawy, a jednocześnie kawa z ekspresu nie była do końca tym, czego oczekiwała. Ale może po prostu do tej pory trafiała na złe ekspresy? W każdym razie kawiarka i młynek do kawy były strzałem w dziesiątkę.„Tato, lato…”– No lato, lato – dodała od siebie do dało się ukryć. Już teraz o siódmej rano temperatura na zewnątrz przekraczała dwadzieścia stopni w cieniu, by w południe sięgnąć trzydziechy. Całe szczęście chwilowo nie musiała się ruszać z domu. Wczoraj wraz ze swoją ostatnią klientką odtrąbiły oficjalnie sukces. Powiedzmy, że sukces, bo udowodnienie zdrady mężowi, którego się kochało, trudno było nazwać sukcesem. Taką jednak miała niewdzięczną pracę: dla detektywa kolejne osiągnięcie, dla zlecającego zazwyczaj porażka i koniec dotychczasowego trudem stłumiła westchnienie. Choć już od kilku lat była w zawodzie, wciąż nie mogła się z tym pogodzić. Wysoka skuteczność niestety również nie osładzała goryczy. Oczywiście czasem zdarzały się klientki, które twierdziły, że chcą się uwolnić od niewiernego małżonka, ale i tak zawsze gdzieś głęboko skrywały nadzieję, że jest do podśpiewywania, próbując oderwać się od niewesołych rozmyślań. Nie miała ochoty popsuć sobie dnia, który jeszcze na dobre się nie rozpoczął. Sięgnęła do szafki po szklankę i od razu nalała do niej wody mineralnej. Inaczej gorącej kawy nie wypije. Już na samą myśl pot wystąpił jej na czoło.– Bo Stefan może, Stefan, a ja nie – nuciła dalej. Ściągnęła kawiarkę z kuchenki i przelała aromatyczny napar do dużej momencie, gdy w radiu rozległ się dżingiel zapowiadający serwis informacyjny, usiadła przed laptopem, by sprawdzić, co w świecie słychać. Otworzyła przeglądarkę i wybrała z zakładek dwie strony: jedną z wiadomościami regionalnymi, drugą z krajowymi i światowymi. Zaczęła od tej kawę do ust i już miała zamoczyć wargi, gdy na samej górze rzucił jej się w oczy wytłuszczony czarny nagłówek. Zamarła w pół ruchu, z filiżanką przytkniętą do ust. Nawet nie czuła, jak ciepły porcelit parzy jej tej samej chwili spikerka w radiu podała pierwszą wiadomość.– Wczorajszej nocy doszło do tragicznego wypadku na drodze wojewódzkiej numer dziewięćset dziewięćdziesiąt jeden, na wysokości rezerwatu Prządki w Korczynie. Kierujący czerwoną toyotą pięćdziesięciosześcioletni dziennikarz Grzegorz Treter z nieustalonych na razie przyczyn stracił panowanie nad samochodem i wypadł z jezdni na łuku drogi. Samochód uderzył w rosnące poniżej drzewa, po czym stanął w płomieniach. Kierowca zginął na i odłożyła filiżankę na stół. Ciemna strużka spłynęła po jej brzegu, tworząc na jasnym drewnie niewielką mokrą plamę. Kliknęła w tytuł na samej górze strony przeleciała wzrokiem po artykule, po czym otworzyła nowe okno w przeglądarce i wpisała frazę: „Grzegorz Treter wypadek”. W ciągu ułamka sekundy internet wypluł z siebie kilka tysięcy WYPADEK ZNANEGOPODKARPACKIEGO DZIENNIKARZA- - - - - - - - - -ŚMIERTELNY WYPADEK NA DW 991- - - - - - - - - -NIE ŻYJE ZNANY DZIENNIKARZ GRZEGORZ TRETER- - - - - - - - - -TRAGEDIA NA DW ŻYJE REPORTER ŚLEDCZY GRZEGORZ TRETERSzybko przebiegała wzrokiem po kolejnych notatkach. Grzegorz Treter nie żyje. Znany podkarpacki dziennikarz. Dziennikarz śledczy. Grzegorz Treter nie żyje. Ten Grzegorz pierwszej chwili nawet nie zauważyła, że telefon rozdzwonił się tuż obok niewypitej filiżanki kawy. Minęło dobrych kilka sekund, nim do jej świadomości dotarło, że ten melodyjny dźwięk, który nagle się pojawił, to dzwonek jej komórkę do ucha.– Tak? – spytała odruchowo, zapominając nawet o swojej zwyczajowej formułce „Dobrosława Machniewicz, słucham”.– Dobrosława? Dobrze się dodzwoniłam? – spytał kobiecy głos w jej się dziwnie znajomy. Jakby słyszała go już kiedyś, i to nie raz, i nie dwa.– Przy telefonie – powiedziała. – W czym mogę pomóc?Kobieta odchrząknęła.– Mówi Natalia Porębska, a właściwie… – przeciągnęła ostatnią sylabę. – Natalia Treter. Poznajesz?Natalia Treter, ta, z którą chodziła do jednej klasy w liceum.– Poznaję – odpowiedziała. W sumie nie wiedziała, co więcej powiedzieć. Miło cię słyszeć? Kopę lat? W sumie nic do Natalii nie miała, w niczym jej ona nie niż jej ojciec.– Nie wiem, czy już słyszałaś, ale mój tato miał tej nocy wypadek w Czarnorzekach. – Natalia zawiesiła głos, jakby czekając na sumie od tego powinna była zacząć. Od kondolencji.– Słyszałam. – Nie, nie przejdzie jej to przez gardło. Nawet głupie: „przykro mi”. Nie było jej wcale przykro.– To wiesz o wszystkim. Szukam… szukam kogoś, kto pomoże mi ustalić, co tak naprawdę się stało – powiedziała na jednym była więcej niż pewna, że kobieta jest bliska płaczu. Może i trochę było jej szkoda dawnej koleżanki, ale dobrze wiedziała, że odpowiedź może być tylko jedna.– Wiesz, akurat w kwestii wypadków samochodowych nie ma chyba takiej potrzeby. Policja i prokuratura posiadają odpowiednie środki techniczne, by ustalić, kto zawinił lub co… – zaczęła oględnie.– Nie – wpadła jej w słowo Natalia. – Musisz się tym zająć. Musisz ustalić, kto go zabił!– Zabił? – zdziwiła się. – Z tego, co czytałam, stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo. Sama jechałaś przecież nieraz przez Korczynę do Rzeszowa, wiesz, jak wygląda ten fragment drogi aż do samej Węglówki. Las i strome urwiska z każdej strony…– Nie – znów jej w tej chwili przypomniała sobie, dlaczego nigdy nie przepadała za Natalią. Wszystko musiało być tak, jak ona chciała. Bez wyjątku.– To nie był zwykły wypadek. Już teraz wiedzą, że na drodze nie było najmniejszych śladów Dobrosława przymknęła oczy. Na poczekaniu mogła wymyślić minimum trzy scenariusze, w których ojciec Natalii nie użyłby hamulców.– Może zasnął. W końcu wypadek był w nocy – podała pierwszy, który wpadł jej do głowy.– Nie. To nie był zwykły wypadek – powtarzała tamta z uporem. – To byłby zbyt duży zbieg okoliczności. Albo mu ktoś coś podał, albo nie wiem: przeciął linkę hamulcową czy coś – zdenerwowała się. – Właśnie po to jesteś mi potrzebna. Aby ustalić, co się duży zbieg okoliczności…– O jakim zbiegu okoliczności mówisz?Na chwilę w słuchawce zaległo milczenie. Czy jej się wydawało, czy Natalia odpalała papierosa? Nigdy nie paliła. Przynajmniej dopóki Dobrochna miała z nią kontakt.– Mój tato się bał – powiedziała w końcu Porębska. – Nie wiem kogo, nie wiem, w co się znowu wplątał, ale się bał. Do tego stopnia, że wczoraj rano dał mi pewną rzecz na wypadek, gdyby coś mu się stało. Rozumiesz? Na wszelki wypadek. Wczoraj sięgnęła po papierosa. Robiło się coraz ciekawiej. Tyle że sprawa wciąż dotyczyła Grzegorza Tretera.– Co ci dał? Zgłaszałaś to policji?– Zgłaszałam, ale oni nie traktują mnie poważnie. Powiedzieli, że każdy ma jakichś wrogów, ale nie wszyscy się mordują… bla, bla, sprawdzą to i tak dalej, bla, bla. A ja wiem, że to nie jest przypadek. Poza tym nie wiem, o co dokładnie chodziło, więc i policja może w to być zamieszana, sama rozumiesz. Właśnie dlatego musi zająć się tym ktoś dobry i pewny. Musisz to być ty.„Musisz, musisz”, miała ochotę ją przedrzeźniać. Nie mogła jednak zaprzeczyć: Natalia mile połechtała jej ego. Tym bardziej że nie pamiętała, by kiedykolwiek za cokolwiek kogoś pochwaliła. To ona była najlepsza, to jej prace były najlepsze, to ona wszystko wiedziała najlepiej. Nikt inny się nie musiała przed sobą przyznać, że okoliczności wypadku ojca dawnej koleżanki robiły się coraz bardziej zagmatwane. Tyle że wciąż, niezmiennie chodziło o Grzegorza nie, nie.– Przykro mi, Natalia, ale nie mogę się tym zająć. Wiesz… po prostu nie mogę. – Co będzie się jej tłumaczyć. Nie to nie.– Musisz. Po prostu musisz.– Nic nie muszę – zezłościła się wreszcie. – Na szczęście to wciąż ja decyduję, czym chcę się zajmować. A wybacz, ale akurat śmiercią twojego ojca nie chcę. Mogłaś zresztą podejrzewać, że tak drugiej stronie słuchawki znów zaległa chwila ciszy.– Podejrzewałam – odezwała się w końcu cierpko dawna Treterówna. – Jest jednak jedna sprawa, po której z pewnością zmienisz zdanie.„Akurat!”, prawie prychnęła w duchu.– Tak? Niby jaka? – Wypowiedziane na głos zabrzmiało niemal tak samo arogancko.– Mówiłam ci, że mój tato dał mi pewną rzecz na wypadek, gdyby coś mu się stało? Ta rzecz to jego notes. Gdy dowiedziałam się o wypadku, od razu przejrzałam go od deski do deski. I wiesz, kto był ostatnią osobą, z którą spotkał się przed wypadkiem?Teraz Dobrochna milczała.– No pewnie, że nie wiesz, bo niby skąd. Więc już ci mówię: Karol Wilk. Tak, moja droga – kontynuowała Natalia, po krótkiej pauzie. W jej głosie był wyczuwalny triumf. – Twój Karol. I co teraz powiesz?Zagryzła wargi. Czy to mógł być aż taki zbieg okoliczności? Nie mógłby. Kompletnie w to nie koleżanka miała rację. Ten fakt stawiał sprawę w zupełnie innym WYPADEK ZNANEGO PODKARPACKIEGO DZIENNIKARZA. TYLKO U NAS! (AKTUALIZACJA 8:30)Wczorajszej nocy na drodze wojewódzkiej Rzeszów – Krosno doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Znany podkarpacki dziennikarz Grzegorz Treter, przejeżdżając obok Rezerwatu Prządki, z niewyjaśnionych przyczyn zjechał z łuku drogi. Jego samochód przekoziołkował kilkukrotnie, po czym uderzył w drzewo i stanął w płomieniach, stając się dla kierowcy ognistą pod nadzorem prokuratora wciąż prowadzą czynności na miejscu wypadku, jednak już na chwilę obecną można stwierdzić, że na drodze nie było śladów hamowania. Śledczy odmawiają komentarza w tej sprawie, zasłaniając się dobrem Treter, urodzony w 1963 r. w Krośnie, był znanym dziennikarzem śledczym. Współpracował zarówno z lokalnymi periodykami, jak i ogólnopolskimi tytułami, w swoim dorobku miał reportaże dla „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka” czy „Polityki”.>Dobrochna z hukiem zamknęła pokrywę laptopa i zaczęła bębnić palcami o blat biurka. Cholerne pismaki, już wyczaiły sensację, choć zwłoki Tretera pewnie nawet nie zdążyły do końca ostygnąć. No tak, nie było się co dziwić, śmierć znanej osoby zawsze była chodliwa, a im więcej niezwykłych okoliczności, tym lepiej. I brak śladów hamowania z pewnością do takich według nich było, że prawda mogła być całkiem inna. Liczba kliknięć i wyświetleń – to się czy w gruncie rzeczy Treter nie był taki sam jak oni? Był. Przyszła kryska na Matyska. Jak Kuba Bogu, tak Bóg głęboko dwa razy i sięgnęła po paczkę z papierosami. Jej ostatni ciąg tytoniowy powoli zaczynał trwać dłużej niż przeciętny. Pół roku, już prawie pół roku. I jeśli zajmie się sprawą śmierci Grzegorza Tretera, to z pewnością jeszcze trochę musiała się zająć. Nie miała innego wyjścia. Natalia postawiła ją w sytuacji, w której nie mogła wykonać innego raczej nie Natalia, lecz Karol. Jej? Nigdy nie mogła tak o nim powiedzieć. Karol nie był osobą, którą można było określić tym mianem. Był sam dla siebie. Nie czyjś. A choć tak na dobrą sprawę wydarzenia rozdzieliły ich, nim cokolwiek między nimi rozkwitło, byli sobie bliżsi niż niejedna ich śmierć, którą z krzesła i z papierosem w ręku zaczęła krążyć nerwowo po pokoju. Co, u licha, Karol robił z Treterem? Po cholerę się z nim spotkał? Nie wierzyła, że ot tak nagle, bez powodu, umówili się na kawę, albo zebrało im się na pogaduchy po tylu latach. Nie po tym do okna, pozwalając, by ciepłe promienie słoneczne zaczęły grzać jej bladą skórę. Przymknęła oczy. Wtedy też było gorąco, choć to był już wrzesień. Wtedy też słońce ogrzewało jej dreszcz przebiegł jej przez kark. Przez chwilę w pokoju poczuła duszący swąd się, po czym głęboko zaciągnęła papierosem. To tylko dym, tylko papierosowa chmura 2007 rokuSzara chmura dymu zakotłowała się, zakręciła, by zaraz ulecieć w cztery strony świata wraz z wiatrem. Zaciągnęła się jeszcze raz, mocno, zachłannie, tak jak zaciąga się palacz, który od dłuższego czasu nie mógł zapalić papierosa. Trzy lekcje razy czterdzieści pięć minut plus trzy razy pięć minut przerwy równa się wieczność. Nawet nie chciało jej się policzyć, ile to jest. Całe szczęście w liceum plastycznym matematyka znajdowała się na zupełnym marginesie edukacyjnym. Gdyby kazali jej zdawać z niej maturę – z pewnością by szczęście nie kazali, a do matury pozostawało jeszcze sporo czasu. Osiem miesięcy, gdy jest się w ostatniej klasie liceum, to cała wieczność.– Pamiętaj, że palimy na pół – przypomniała Jagoda. – Na pół, a nie że mi końcówkę dasz.– Jasne. – Dobrochna wydmuchała z ust kolejny obłok dymu i strzepnęła godzina trzecia po południu, właśnie skończyły lekcje. Pogoda była piękna, na jutro zero zadań domowych, bo to dopiero początek roku szkolnego, żyć nie umierać i tylko pozostawało się wybrać na piwo nad Wisłok. Owszem, mogły pójść do lokalu, miały już po dziewiętnaście lat, bo w plastyku były cztery klasy, nie trzy jak w zwykłym liceum, ale jaka to przyjemność kisić się w takie popołudnie w knajpie? Tylko plener, tylko łono natury.– Chyba już. – Jagoda niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę. – No, daj już, się ostatni raz i przekazała koleżance papierosa.– To gdzie ten twój Maciek? – spytała, poprawiając torbę na ramieniu. W ogóle sobie nie popaliła, ale to był ostatni papieros w paczce. Miała nadzieję, że Maciek, chłopak Jagody, będzie miał fajki przy sobie. Albo że przynajmniej zaraz ruszą swoje cztery litery spod tego bloku, w którąkolwiek stronę, byleby był jakiś kiosk po drodze.– Pisał, że idzie, tylko wpadnie do domu po kasę.– Sam? Czy z kumplami?– Bo ja wiem? – Jagoda wzruszyła ramionami. – Jakie to ma znaczenie? Ważne, żeby już przylazł, bo kurzyć mi się dalej chce – dodała, wyrzucając peta do kosza. – Sprawdź, na pewno nie masz jeszcze jednego?Pokręciła głową. Była pewna. Tak samo jak tego, że wolałaby, żeby Maciek przyszedł z kimś. W grupie zawsze raźniej, a nie na doczepkę do pary. Choć Jagoda z Maćkiem zawsze zachowywali się przy niej w porządku, to i tak czuła się trochę jak piąte koło u wozu. Może trzeba było wziąć jeszcze kogoś ze szkoły? Tyle że miały iść tylko we dwie, a Maciek wyskoczył kij wie skąd.– Wojtek miał cygary – zauważyła Jagoda, pakując do ust gumę do żucia. – Szkoda, że nie poprosiłaś, by rzucił ci jednego. Byłoby jak znalazł, zanim Maciek przyjdzie. Może zadzwoń do niego, niech tu luknie po drodze. Znając Maćka, to jeszcze wieki miną, bo niby po kasę, a tu coś jeszcze wrzucić na ruszt, jeszcze może na kompa, a nawet i prysznic wziąć… Wiesz, on jeszcze ma wakacje, to inaczej czas liczy. Dopiero od października zaczyna studia.– Nie. – Pokręciła głową. Nie zadzwoni. Nie było nawet takiej opcji.– No zadzwoń, wiesz, że dla ciebie to zrobi… A właściwie to czemu nie powiedziałaś mu, że idziemy na piwo? Pokłóciliście się?– Pokłóciliśmy? Niby o co?– No, wiesz, jak to w związkach bywa…– Nie jestem w żadnym związku z Wojtkiem. – Zjeżyła się od razu. – Ile razy mam ci powtarzać?– No wiesz, patrząc na was z boku, powiedziałabym coś innego…Poczuła, że rumieniec wypływa jej na policzki. Nie potrafiła tego zatrzymać. Zawsze w najgorszym momencie, zawsze gdy powinna obojętnie wzruszyć ramionami i zażartować.– Wiesz co? Chodź lepiej do tego sklepu. Zanim ten twój Maciek przyjdzie, pięć razy zdążymy obejść – powiedziała gniewnie, odwracając się do Jagody plecami. Tyle mogła zrobić, choć dobrze wiedziała, że przyjaciółka i tak wie swoje.– Jak tam sobie chcesz, Wojtek na pewno by przyszedł, a na piwo też pewnie miałby ochotę…W tym samym momencie zza węgła bloku wyszło dwóch chłopaków w ich wieku. Od razu rozpoznała w jednym z nich Maćka.– O wilku mowa – powiedziała ponuro. W sumie to nie wiedziała, czy jeszcze ma ochotę na piwo. Nie wiedziała, czy ma ochotę na cokolwiek.– Cześć wam. – Maciek wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Cześć, Jagódko. – Cmoknął dziewczynę w policzek. – No jesteśmy, tak jak pisałem. To mój kumpel, Karol, też go naszło przy tej pogodzie na jakieś piwko.– Karol – przedstawił się drugi krótkie ciemne włosy, jasną cerę i jasnoniebieskie oczy. Jakkolwiek durnie by to zabrzmiało, Dobrochnie przez chwilę zdawało się, że są błękitne jak jezioro w lecie, jak jezioro, w którym można się zanurzyć i płynąć, płynąć bez końca…Poczuła, że czerwieni się jeszcze bardziej.– My się już znamy. – Jagoda uśmiechnęła się pobłażliwie, widząc, że koleżankę zamurowało. – A to Sława, moja kumpela z również uśmiechnął się lekko. Fale jeziora zakołysały się, obmywając delikatnie piaszczysty brzeg, jej stopy, jej ciało i twarz.– Sławomira? – spytał.– Dobrosława – poprawiła machinalnie. Jej własny głos wydawał się jej całkiem obcy. Zawsze była taka zachrypnięta? Niemożliwe.– Oryginalnie. – Uśmiech nie schodził mu z jej się wydawało, czy w jeziorze odbiły się iskierki słońca?Maciek dwa razy odchrząknął.– To idziemy na to piwo?– Pewnie, że idziemy – prychnęła Jagoda. – A tak à propos: daj fajkę, bo nam się skończyły. Sława, chcesz?Zdawało jej się, że słyszy koleżankę jak zza ściany.– Co? – spytała nieuważnie.– Fajkę chcesz?– Fajkę? Eee… tak. No tak.– Proszę. – Karol, nie spuszczając z niej wzroku, podsunął jej paczkę. – Częstuj się.– Eee… dzięki. Oddam, tylko znajdziemy jakiś kiosk.– Nie trzeba. Oddasz przy które odbijają się w błękitnej tafli. Jak jezioro, jezioro, w którym można zanurzyć się i płynąć, płynąć bez końca…Albo stracić dech i się zagarniał drogę z dwóch stron, wysuwając się wysokimi pniami, a gdyby tylko mógł, połknąłby ją w całości. Nie lubiła takich dróg, żywych tuneli, w które wjeżdżało się, nie wiedząc, co znajduje się na ich końcach i czy w ogóle gdzieś jest jakiś koniec. Szczególnie w nocy. Szczególnie gdy świat wygląda całkiem inaczej niż w rzeczywistości. W takich warunkach naprawdę nietrudno o teraz był dzień, słońcu do osiągnięcia zenitu pozostawały jeszcze prawie dwie godziny, a do przekroczenia granicy upału brakowało jednej kreski. Mimo to, gdy jej stara renówka wjechała w pierwszy leśny szpaler, poczuła na plecach zimny w kładły się na asfalcie, tańczyły i w jeden tunel się skończył, zaczął się kolejny. Znów pociemniało, znów cienie zaczęły swój szaleńczy taniec na wąskiej, krętej zginął na nocy nie było tu cieni. W nocy było tu całkiem zza kolejnego zakrętu. Znów zdawało się, że drzewa chcą spaść na samochód, że las chce pożreć i ją, i drogę, i niewielki leśny parking zastawiony w tej chwili samochodami, że aniby szpilki nie policyjną taśmę, która smętnie powiewała z wydartej metalowej barierki, i samochód, który znajdował się w dole, już zwolniła prawie do zera, praktycznie się zatrzymując. Barierka, taśma, w dole jakiś ruch. Asfalt czyściutki jak niemowlak wyciągnięty z kąpieli, zero czarnych śladów, zero Treter nie próbował w granatowym mundurze oderwał się od barierki i zrobił kilka szybkich kroków w kierunku jej samochodu. Gestem nakazał jej, by jechała dalej. Żadnych postojów, zero gapiów. Droga była przejezdna, więc trzeba jechać, a nie zatrzymywać puściła sprzęgło i ruszyła do przodu. Może gdy będzie wracała, zakończą już wszystkie czynności na miejscu wypadku, to się trochę rozejrzy. Teraz znów musiała się Krosna pozostawało kilka kilometrów. Przez te kilkanaście minut jazdy musiała przygotować się do rozmowy z Porębska, z domu Treter, jako szczęśliwa mężatka mieszkała w jednym z dwóch wieżowców koło McDonalda, niedaleko stacji Krosno-Miasto. Wszystkie wieżowce w tym mieście można policzyć na palcach jednej ręki, co nieraz było tematem żartów. Krosno, byłe miasto wojewódzkie, ma dość ciekawy układ urbanistyczny: uroczy rynek otoczony kamienicami, kilka dzielnic – blokowisk, jedna hurtowniano-przemysłowa i obrzeża z domami jednorodzinnymi – niby nic szczególnego, gdyby nie to, że nagle praktycznie w ścisłym centrum, nad przepływającym przez środek miasta Wisłokiem, można natknąć się na drewniany dom pamiętający jeszcze zapewne czasy marszałka Piłsudskiego. No i charakterystyczny układ jednokierunkowych uliczek. Gdy człowiek się w nie zaplątał samochodem, to często nie mógł wyjechać dobrych kilkadziesiąt minut. Poza tym miasto jak miasto. Nieduże, niewiele znaczące, jedno z wielu podobnych w Polsce B, czy nawet C. Ale czy gdyby tak spojrzeć na to obiektywnie, Rzeszów był przy nim jakimś metropolitalnym olbrzymem? Nie się na osiedlowym parkingu i zapaliła papierosa. Nie miała kompletnie pomysłu na tę trzeba było jednak zacząć od Karola, przemknęło jej przez głowę, choć dobrze wiedziała, że nawet gdyby tak rzeczywiście było, nie zrobiłaby tego. Odwlekałaby, przekładała, wymyślała tysiące wymówek. Karola musiała zostawić na sam koniec, gdy już nie będzie miała innych dopalił się i sparzył jej palce. Dopiero wtedy otrząsnęła się z zamyślenia. Nie miała po co tego odwlekać. Skoro już przyjechała, to i tak musiała najpierw porozmawiać z brzęknęła i zatrzymała się na siódmym piętrze. Metalowe drzwi powoli zaczęły się rozsuwać, ukazując jej oczom pomarańczowe ściany klatki schodowej. Dobrochna odetchnęła z ulgą i jednym krokiem przeskoczyła próg. Nie wiedzieć czemu nigdy nie lubiła tych blaszanych puszek sunących tunelem w górę i w dół. Nie żeby miała klaustrofobię czy czuła paniczny lęk, ale zawsze gdzieś w podświadomości pozostawała obawa, że utknie zawieszona pomiędzy piętrami lub, co gorsza, spadnie w nicość, bo akurat coś zerwie się w razem jednak kolejny raz się udało i już po chwili stała przed drewnianymi drzwiami ozdobionymi fantazyjnie rzeźbionym numerem. Gospodarz nie zadbał o tabliczkę z nazwiskiem, ale i tak była więcej niż pewna, że dobrze trafiła. Bez zastanowienia nacisnęła środku rozległo się ciche ding-dong, po którym zapadła cisza. Zacisnęła mocno zęby, z całych sił starając się nie odwrócić na pięcie i nie uciec. W mieszkaniu zastukały obcasy i drzwi otworzyły się na oścież. Nie było już odwrotu.– No jesteś nareszcie! – usłyszała karcący głos Natalii i przez chwilę poczuła się jak w liceum, gdy strofowała ją surowa wychowawczyni. – Czekam i czekam! Pewnie droga w Czarnorzekach wciąż zamknięta, a ty o tym nie pomyślałaś. Bo przez Czarnorzeki jechałaś, prawda?– Przez Czarnorzeki – przytaknęła. – Ale droga otwarta.– Otwarta? Już? – zdziwiła się. W jej głosie dało się słyszeć zniesmaczenie. – Szybko. Za zbyła ten komentarz milczeniem.– Bo jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy – perorowała dalej Natalia, nie ruszając się z korytarza. – I może pominąć wiele istotnych szczegółów. No ale co zrobimy – westchnęła, po czym spojrzała znacząco na stopy gościa. – Ściągnij buty i odczuła w środku sprzeciw, tym bardziej że gospodyni była w szpilkach, jednak posłusznie zostawiła tenisówki w wejściu. Chciała jak najszybciej załatwić to, po co przyjechała, i wyjść. Najlepiej wcześniej jakoś sprytnie wymigawszy się z tego zlecenia.– Bardzo przepraszam, że tak cię rano przycisnęłam tym Karolem, ale naprawdę bardzo, ale to bardzo zależy mi, by zajął się tym ktoś kompetentny – kontynuowała w pokoju koleżanka, bez cienia skruchy. – Zresztą dziwisz mi się? Sama widzisz, południa jeszcze nie ma, a już drogę otworzyli, ślady zajeżdżają, w ogóle był tam ktoś jeszcze na miejscu wypadku? Pewnie nie, bo po co… – Głos powoli zaczął jej się załamywać. Przygryzła wargi. – Siadaj, co tak stoisz – dodała szorstko, odwracając się i ukradkiem ocierając usiadła. Pokój był zapewne salonem. Niewielki stolik kawowy, dwa ciemne fotele, skórzana sofa. Eleganckie, wymuskane. Ściany – o dziwo błękitne. Nie rozglądała się zbyt ostentacyjnie wokół, ale już na pierwszy rzut oka wszystko było tutaj takie… Nataliowe. Uporządkowane, poukładane. Idealne.– To gdzie masz ten notes? – spytała po dłuższej chwili milczenia. Przyjść, załatwić, wyjść. I oczywiście wymigać się wcześniej.– Notes? A tak, notes. – Natalia drgnęła i odwróciła się w stronę drewnianej komody stojącej przy ścianie. Z rzeźbionym frontem, rzecz na darmo Natalia skończyła specjalizację snycerstwo jako najlepsza z ich grupy. Podała jej gruby zeszyt obity mięciutką brązową skórą z wytłoczonym na okładce rokiem. Wzdłuż grzbietu i na okładce znajdował się fantazyjny pozłacany wzór mocno inspirowany arabeskami.– To właściwie kalendarz. Ale tatko nie tylko zapisywał tam ważne spotkania i terminy, ale robił również notatki do wzięła kalendarz w dłoń i powoli otworzyła na założonej wstążką czerwca, wtorekWschód słońca: 4:13; zachód słońca: 20:58Imieniny: Barnaby, Feliksa, RadomiłyMechanikPralnia18:00 KAROL WILK, RZESZÓW!!!Nie było mowy o żadnej pomyłce. Drukowanymi, podkreślone. Po cholerę się spotkali? Co było tak ważnego w tym spotkaniu, że Treter zapisał je praktycznie na całej stronie kalendarza rozmiaru B5?– Zgłaszałaś to policji?– Oczywiście! – prychnęła. – Jak mogłabym nie zgłosić? Przecież to ewidentnie musi mieć jakiś związek! Karol nie cierpiał mojego taty, od kiedy… – Przerwała, widząc utkwiony w sobie wzrok Dobrochny. – Zresztą dobrze o tym wiesz.„Bo sama nienawidziłaś go równie mocno”, powinna była dodać. Ale nie dodała. Może to i dobrze, bo na samo wspomnienie Dobrochna miała ochotę wstać i wyjść, zatrzaskując za sobą drewniane drzwi z elegancko rzeźbionym zaczęła kartkować notes w tył, przeglądając pobieżnie zapiski.– Czym ostatnio zajmował się twój ojciec?– Właściwie… – zająknęła się Natalia – Właściwie to nie wiem. Tatko niechętnie się zwierzał. Nie chciał mieszać mnie w te sprawy, narażać i tak dalej, bo czasami były to rzeczy na granicy prawa. Sama rozumiesz, jako reporter śledczy mieszał w tym bagnie, by wszystko wypłynęło na wierzch, i wielu mafiosów miało mu to za złe…Dobrochna w ostatniej chwili powstrzymała się przed ostentacyjnym przewróceniem oczami. Gówniarskie by to było i kompletnie nieprofesjonalne. Ale ci mafiosi… śmiechu warte. Choć jedno, co musiała przyznać, znając Tretera: rzeczywiście mógł namieszać jednemu czy drugiemu i napsuć nerwów.„Kto z was wpadł na ten pomysł? Kto go namówił? Które z was go podpuściło? A może oboje?” Na samo wspomnienie gula stanęła jej w gardle.– Czyli kompletnie nie wiesz, czym zajmował się ostatnio twój ojciec?Natalia powoli pokręciła głową.– Nie. Chociaż… niedawno na imieninach jednej z ciotek wspominał coś…Detektywka pochyliła się w jej stronę zaciekawiona. Coś, coś… chociaż małe, ale żeby to było coś.– …nie wiem, nie pamiętam, czego dokładnie dotyczyła rozmowa, wszyscy już byli lekko podpici, w każdym razie wspominał coś o o kimś. Nie tego się spodziewała.– O kim konkretnie?Gospodyni się zamyśliła.– O tym znanym biznesmenie z Rzeszowa. Jak on się nazywa? Mam na końcu zdrętwiała.– Grzędowicz? – wyrwało jej się na popatrzyła na nią z zastanowieniem.– Nie, nie Grzędowicz. O, już mam! Król. Tylko jak on miał na imię?– Andrzej – odpowiedziała machinalnie. – Andrzej go nie spotkała osobiście, ale chyba każdy mieszkaniec Podkarpacia choć raz słyszał to nazwisko. Lokalny polityk, gruba ryba. Zero skrupułów, zero etyki biznesowej. Byleby się opłacało, byleby dołożyć kolejny milion na się z nim bliżej pod koniec zeszłego roku, gdy pracowała przez chwilę dla innego rzeszowskiego biznesmena, właśnie Grzędowicza. Chyba dlatego ten pierwszy od razu nasunął jej się na myśl, tym bardziej że sprawa była medialna, a ona dzięki temu, że gdzieś przypadkiem wyciekło jej nazwisko, zyskała na niej cały swój prestiż. W sumie był to dla niej korzystny zwrot, bo od razu posypały się zlecenia. Ale za to jak podejrzewała, raczej powinna być wdzięczna gadatliwej gosposi niż powściągliwemu komisarzowi Czarneckiemu i jego równie oszczędnym przecież właśnie przez ten szum medialny znalazła ją Natalia.– Konkretniej nic pewnie nie wiesz? – mruknęła pod nosem, przerzucając kolejne strony.– Nie, ale wydaje mi się, że rozmowa zeszła na ten tor, gdy rozmawialiśmy o Bieszczadach, więc bardzo prawdopodobne, że chodziło o się pod nosem. Oczywiście, bo jak Bieszczady i zielona granica, to musiało chodzić o przemyt. A może Królowi zamarzyły się wilcze skóry? Lub inwestycja w produkcję kolejnego sezonu kręconego tam popularnego serialu? Wszystko było możliwe, każda opcja jak najbardziej oczywiście przemyt wydawał się najoczywistszym rozwiązaniem. Zaraz obok handlu ludźmi.– Możliwe – zgodziła się. – Trzeba będzie to sprawdzić. Coś jeszcze?Dawna Treterówna się speszyła.– Chyba… chyba skrzywiła się nieznacznie.– Wiesz, Natalia… – zaczęła, wciąż przewracając strony w notesie. – Właściwie to nie bardzo jest się nawet czego uczepić… – Nagle jej wzrok padł na jedną z zapisanych stron. Zamarła. Dla pewności sprawdziła datę. Cholera.– Proszę, nie rób mi tego – jęknęła to słowa tak do niej niepodobne, tak niepasujące do jej charakteru, że aż podniosła głowę i popatrzyła na starą koleżankę.– Proszę, nie teraz – szepnęła jeszcze tamta błagalnie. Wyglądała na naprawdę załamaną. – Ja wiem, że różnie między nami było, ale… podobno jesteś najlepsza. A ja potrzebuję najlepszego z najlepszych. Potrzebuję wróciła do przeglądania kalendarza. Szukała jeszcze czegoś. Szukała…Jest. Mniej więcej co tydzień. Nie co do dnia, ale bardzo, bardzo końcu zamknęła notes i znów podniosła oczy. Natalia wpatrywała się w nią wzrokiem psa ze schroniska, który ma nadzieję, że weźmie się go na spacer.– Dobrze – powiedziała, choć w duchu wszystko się w niej sprzeciwiało. – Zajmę się policyjnej taśmy smętnie powiewały na zniszczonej metalowej barierce. Wokół nie było widać żywego ducha, leśny parking, ten, w który jeszcze kilka godzin temu szpilki by nie wcisnął, również był zjechała na pobocze i wyłączyła silnik. Przez dłuższą chwilę siedziała, wpatrując się w las za szybą. Cienie wciąż tańczyły, mieszając się z promieniami słonecznymi. W końcu otworzyła drzwi i powoli wysiadła. Wyglądało na to, że była tu sama – żadnych służb, żadnych gapiów. Wszystko zostało uprzątnięte, wszyscy wrócili do domów. Nie było już pewnie na co w stronę barierki, zaraz jednak się cofnęła, by zamknąć samochód na klucz. W końcu leżała w nim jej torebka, a w niej kalendarz świętej pamięci Grzegorza Tretera. Natalia by ją zabiła, gdyby ktoś przez głupią nieuwagę ukradł pamiątkę po jej „tatku”.Wróciła do barierki. Przeszła na drugą stronę i zaczęła schodzić po stromym zboczu. Połamane gałęzie, drobne krzaki i kilka metrów niżej drzewo. Grube, stare drzewo z rozpłatanym po uderzeniu pniem. Mogła tylko się domyślać, jak musiał wyglądać samochód momencie las jakby pociemniał. Zrobiło się bardzo cicho, nie licząc samochodów przemykających zaledwie kilkanaście metrów wyżej po drodze Krosno– poczuła dreszcz przelatujący po zginął Grzegorz znów zatańczyły, obejmując strzaskany fragment lasu. Gdzieś w gęstwinie odezwał się ptasi świergot. Wszystko wracało do życia. Nie było czasu na uczucie zaczęło przepełniać ją od środka. Zachciało jej się wymiotować. Czym prędzej wróciła do samochodu, z trudem powstrzymując mdłości. Nim ruszyła w kierunku Rzeszowa, poczuła, że jedyne, co jej teraz pomoże nie myśleć o Grzegorzu Treterze, to papieros. I rzeczywiście tak było, przynajmniej po choć wiedziała, że w sytuacji, kiedy ma zająć się tą sprawą, to bardzo, bardzo źle, to i tak przez całą drogę powrotną w głębi duszy kołatała jej tylko jedna myśl: dobrze mu tak, w domu, na spokojnie, przy kolejnej filiżance czarnej kawy z kawiarki ponownie przejrzała kalendarz z zapiskami dziennikarza. Strona po stronie próbowała wyłapać jakiś ciąg myśli, zdarzeń zarówno sprzed kilku dni przed jego śmiercią, jak i sprzed miesięcy. Mimo że poświęciła temu zarówno wczesne, jak i późne popołudnie, niewiele skupiła się na ostatnim tygodniu życia Grzegorza Tretera, licząc, że może właśnie w tym czasie tuż przed śmiercią znajdzie jakiś punkt zaczepienia. Niestety akurat ten czerwcowy tydzień był pusty, nie licząc tego jednego dnia i lakonicznych zapisków: MECHANIK oraz PRALNIA. Przy czym z tych dwóch informacji jedynie ta pierwsza stwarzała jakieś nadzieje, choć bardzo nikłe. Na podstawie numeru telefonu szybko odkryła, o który punkt naprawy samochodów chodzi, i postanowiła odwiedzić go jutro z samego rana. Kogo jak kogo, ale akurat Grzegorza Tretera powinni pamiętać, bo o jego wypadku trąbiły wszystkie mniejsze i większe serwisy oczywiście ostatnia notka w tym dniu. Oraz ta, na którą zwróciła uwagę u myśląc, chwyciła za telefon i wyszukała w kontaktach numer, który sama, nie wiedząc czemu, wklepała pewnego listopadowego wieczoru. Numer, na który, jak sądziła, nigdy już nie zadzwoni.– Tak? – usłyszała w słuchawce znajomy oczy.– Po co, do jasnej cholery, spotykałeś się z Treterem?Sekunda ciszy. Może nawet mniej.– Psychoterapeuta mi powieki, zmarszczyła brwi. Psychoterapeuta?– Chodzisz na psychoterapię?– Chodzę. Dziwisz mi się? Sama oczywiście, do cholery, że chodziła. Jak mogła po tym wszystkim nie chodzić?– Ale to było dwanaście lat Nawet nie widząc go, wiedziała, że właśnie szuka papierosa. Lada moment usłyszy ciche pstryknięcie zapalniczki.– No widzisz, ty chodziłaś dwanaście lat temu, ja chodzę teraz, tak bywa. Tylko dlatego do mnie dzwonisz? Może chcesz numer? Bardzo porządny facet, zna się na rzeczy. Już prawie uwierzyłem, że to nie moja całkowicie jego uwagę.– Wiesz, że Treter nie żyje?– Wiem.– Była u ciebie policja?– Była. A właściwie skąd ty to wszystko wiesz? – zainteresował się nagle.– Natalia do mnie dzwoniła. Podobno miał zapisane spotkanie z tobą w notesie. – W sumie niewiele minęła się z zapalniczki. Nie pomyliła się.– Sukinsyn – powiedział i się zaciągnął. – Nawet po śmierci nie da mi nie skomentowała. Ale akurat tutaj miał pełną rację. Grzegorz Treter nawet po śmierci postanowił zaleźć im za skórę. Jakby było mu mało.– Co robiłeś wczoraj wieczorem i w nocy?– A co się robi w nocy? Spałem.– A wieczorem?– Pracowałem.– Pracujesz jeszcze w Gurdeksie? – zaciekawiła się.– Nie. Po tym wszystkim zrobiła się tam niezdrowa atmosfera. Zwolniłem się w lutym. Zostałem wolnym strzelcem, powiedzmy.– Gdzie spotkałeś się z Treterem?– W Kawie Rzeszowskiej, a co?„Pstro”, miała na końcu języka.– O czym rozmawialiście?– O winie, karze i przebaczeniu. – W jego głosie wyczuła nutkę ironii. – Nie mieliśmy innych tematów. Nie iskrzyło między zębami. Iskrzyło!– I potem grzecznie wróciłeś do domku, praca, kolacja, myciu i spanko?– Oczywiście.– I pewnie nie wiesz, co robił po waszym spotkaniu?– A skąd, do diabła, miałbym wiedzieć – zdenerwował się. – Zapewne wrócił do Krosna i po drodze rozjebał się w Czarnorzekach. Co to zresztą, do kurwy nędzy, za przesłuchanie, Sława? Nie zapędzasz się? Do psiarni wstąpiłaś?– Nie wstąpiłam.– To po cholerę ci to wszystko wiedzieć? Tylko nie mów, że badasz okoliczności śmierci tego sukinsyna. Naprawdę…– Nie – przerwała mu. – Nic mnie nie obchodzi, czy Treter sam wrąbał się w drzewo, czy ktoś w tym mu pomógł. Chciałam tylko wiedzieć, po co się z nim spotykałeś.– To już wiesz. Tyle?– telefon na stół. Wcale nie była na siebie zła za to kłamstwo. Tym bardziej że była więcej niż pewna, że od Karola usłyszała również że z pewnością cotygodniowe spotkania oznaczone inicjałami i godziną nie były inicjowane żadną iskierki migotały na przepływających falach Wisłoka. Jasne iskierki odbijały się także w błękitnych oczach. Wpatrywała się w nie jak zahipnotyzowana, nie widząc nic poza nimi: ani Jagody, ani Maćka, siedzących tuż obok na zwalonym pniu drzewa, ani trzymanej w ręku prawie pełnej niebieskiej puszki piwa Leżajsk, ciepłej już od popołudniowego słońca. Błękit oczu, iskierki, uśmiech. Jezioro, w którym można się zanurzyć, ktoś, przy kim można się zapomnieć.– Lubisz kino? – spytał nieoczekiwanie. – Moja siostra pracuje w kadeku i mam bilety na jutrzejszy wieczór.– Lubię – odpowiedziała.– To jesteśmy umówieni?– było ważne na którą, na co, czy ktoś jeszcze z nimi idzie. Błękit oczu, iskierki, uśmiech. To się liczyło.– To super. – Znów uśmiechnął się w ten sposób, że poczuła nogi zmieniające się w nie siedziała, z pewnością by się przewróciła.– oczu, iskierki, uśmiech. Uśmiech, błękit oczu, 213 czerwca, czwartekDalsza część dostępna w wersji pełnejSpis treści:OkładkaKarta tytułowaPROLOGROZDZIAŁ 1ROZDZIAŁ 2 ROZDZIAŁ 3 ROZDZIAŁ 4 ROZDZIAŁ 5 ROZDZIAŁ 6 ROZDZIAŁ 7 ROZDZIAŁ 8 ROZDZIAŁ 9 ROZDZIAŁ 10 Redaktorka prowadząca: Marta BudnikWydawczyni: Justyna ŻebrowskaRedakcja: Ida ŚwierkockaKorekta: KorektArt, Adam OsińskiProjekt okładki: Kav StudioZdjęcie na okładce: © Mateusz / © Anthony Cantin / © 2022 by Anna KusiakCopyright © 2022, Wydawnictwo Kobiece Łukasz KierusWszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest elektroniczneBiałystok 2022ISBN 978-83-67335-50-8Grupa Wydawnictwo Kobiece | zlecenie przygotowała Katarzyna Rek polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński angielski Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. Spędziliśmy romantyczny wieczór i dobrze o tym wiesz. Nie mam już $200 i dobrze o tym wiesz. Jestem klejnotem dżungli i dobrze o tym wiesz. Nie robię tego i dobrze o tym wiesz. Mam prawo tu byc i dobrze o tym wiesz. Nie z taką nogą i dobrze o tym wiesz. Nie, i dobrze o tym wiesz. To wyłudzenie Paul i dobrze o tym wiesz. Jack nigdy nie wyjechał z Meadowlands i dobrze o tym wiesz. Nie mogę i dobrze o tym wiesz. Nie zrobiłem nic złego i dobrze o tym wiesz. To Richard i dobrze o tym wiesz. Red John żyje i dobrze o tym wiesz. Przestań. Fuksem zgadłeś i dobrze o tym wiesz. Muzyka Jamala jest uniwersalna i dobrze o tym wiesz. Zrobiłabyś to samo i dobrze o tym wiesz. Bawisz się mną i dobrze o tym wiesz. Mario, nie zostawię cię i dobrze o tym wiesz. To nie wystarczy i dobrze o tym wiesz. To nawet nie jest najgorsze, przez co przeszłam i dobrze o tym wiesz. It's hardly the worst thing that's ever happened to me, and you know it. Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 376. Pasujących: 376. Czas odpowiedzi: 161 ms. Documents Rozwiązania dla firm Koniugacja Synonimy Korektor Informacje o nas i pomoc Wykaz słów: 1-300, 301-600, 601-900Wykaz zwrotów: 1-400, 401-800, 801-1200Wykaz wyrażeń: 1-400, 401-800, 801-1200

twój widok mnie rozpala i dobrze o tym wiesz